
Potężne grzmoty w Ergo Arenie, koszykarski brąz i przedłużona passa żużlowców – tak w skrócie można opisać poczynania trójmiejskich sportowców w ten weekend. O negatywnych rzeczach też będzie, ale do brzegu…

Piątkowy wieczór we Włocławku przyniósł kibicom Trefla Sopot powody do dumy i radości. W rewanżowym starciu o brązowy medal Orlen Basket Ligi sopocianie pokonali Anwil 82:73 i dzięki temu, przy odrobieniu trzypunktowej straty z pierwszego meczu, stanęli na najniższym stopniu podium. Spotkanie od początku było bardzo wyrównane. Obie drużyny grały uważnie, momentami nerwowo, mając świadomość stawki. Przez pierwszą połowę wynik wahał się punkt za punkt, a żadna ze stron nie potrafiła wypracować wyraźnej przewagi. Do przerwy Trefl prowadził zaledwie jednym punktem.
Wszystko odmieniło się po zmianie stron. Trzecia kwarta była kluczowa i zdominowana przez zespół z Sopotu. Seria 15:0 w wykonaniu Trefla kompletnie zaskoczyła Anwil, który nie mógł znaleźć odpowiedzi na agresywną obronę i skuteczny atak rywali. Sopocianie zaczęli kontrolować tempo, trafiali z dystansu i dobrze wykorzystywali przewagi. Zbudowana w tej części spotkania dwucyfrowa przewaga pozwoliła przejąć pełną kontrolę nad meczem. Czwarta kwarta to już spokojna i konsekwentna gra Trefla. Anwil próbował jeszcze wrócić do gry, ale nie był w stanie zniwelować straty. Gdy zabrzmiała końcowa syrena, wszystko było jasne. To Trefl kończy sezon z medalem.
Świetne zawody rozegrał Aaron Best – zdobył 23 punkty, dołożył 6 zbiórek i 6 asyst. Mocne wsparcie dał też Nick Johnson (18 punktów), a cała drużyna trenera Žana Tabaka pokazała dojrzałość i opanowanie w decydujących momentach. Dla Trefla, po wymagającym, długim sezonie, pełnym wzlotów i trudnych chwil, i 18 meczach rozegranych więcej poprzez Eurocup, to osiągnięcie ma szczególną wartość. To nie tylko miejsce na podium, ale też symbol pracy i konsekwencji całego zespołu. W niedzielę przy molo odbyła się specjalna uroczystość w której uczestniczyli kibice i zawodnicy, świętujący zdobycie medalu – my gratulujemy z całego serca!
W sobotę Białe Lwy Gdańsk udały się do Poznania, by zmierzyć się z Armią. Niestety, zawodnicy trenera Huberta Chudego wracają z kolejną bolesną porażką. Gospodarze byli bezlitośni, wygrywając 45:0 i nie dając gdańszczanom żadnych złudzeń. Od pierwszych minut spotkania Armia grała na swoich warunkach – twardo w obronie i skutecznie w ataku. Lwy nie potrafiły złapać rytmu, a każda seria ofensywna kończyła się błyskawicznie. Gdańszczanie nie zdobyli ani jednego punktu, a ich frustracja narastała z każdą kwartą.
To kolejna porażka w sezonie i sytuacja Białych Lwów robi się naprawdę trudna. Gdańszczanie wciąż bez zwycięstwa, z bilansem, który nie daje złudzeń. Przed nimi ostatni mecz sezonu za dwa tygodnie, Białe Lwy podejmą u siebie faworyzowanych Lowlanders Białystok. To będzie bardzo trudne starcie, ale też ostatnia szansa, by zakończyć sezon z podniesioną głową. To trudny czas dla gdańskiego futbolu, ale też moment, który pokaże, ile charakteru ma ta drużyna, a wiemy ze ci chłopacy potrafią grać…
Tenisiści stołowi Balty AZS AWFiS Gdańsk nie dali rady faworytom z Działdowa i finał Lotto Superligi nie padł ich łupem. Za to w końcowym rozrachunku mamy 3 miejsce i brązowy medal! Walki gdańszczanom odmówić nie można było, a z takich rzeczy należy wyciągać pozytywy na przyszły sezon, a te rozgrywki jak najbardziej można uznać za udane 🙂
Gala KSW 107, która odbyła się w sobotę w gdańsko-sopockiej Ergo Arenie, dostarczyła fanom mieszanych sztuk walki solidnej porcji emocji, zarówno sportowych, jak i kibicowskich. Wieczór obfitował w efektowne zakończenia, niespodzianki i starcia, które z pewnością zapadną w pamięć. Naszą uwagę przyciągnęli szczególnie zawodnicy związani z klubem Mighty Bulls Gdynia – Mateusz Pawlik, Kacper Formela i Sebastian Przybysz.

Dla Mateusza Pawlika, zawodnika z Lęborka, występ na gali KSW 107 był pierwszym w karierze na tej prestiżowej arenie. Zmierzył się z Wiktorem Zalewskim i pomimo bycia typowym „underdogiem” w tej walce, od samego początku prezentował spokojną, ale konsekwentną postawę. Pawlik dobrze wykorzystywał swoją przewagę fizyczną, a w parterze stopniowo przejmował kontrolę nad walką. W trzeciej rundzie doprowadził do zakończenia przez techniczny nokaut po skutecznych ciosach z góry, czym zapewnił sobie pierwsze i dosyć sensacyjne zwycięstwo w organizacji KSW.
Znacznie trudniejsze zadanie czekało Kacpra Formelę, zawodnika z Wejherowa. Jego przeciwnikiem był były pretendent do pasa, Roman Szymański. Formela rozpoczął dynamicznie, ale to Szymański szybko narzucił tempo. Po mocnym uderzeniu w stójce przeniósł walkę do parteru, gdzie skutecznie wykończył rywala uderzeniami, kończąc pojedynek przez TKO jeszcze w pierwszej rundzie. Mimo porażki, Formela zapowiedział, że to dla niego cenne doświadczenie i będzie dążył do powrotu w kolejnych występach.
Jednym z kluczowych momentów wieczoru była walka Sebastiana Przybysza. Mistrz kategorii koguciej walczył o odzyskanie tytułu w starciu z Wenezuelczykiem Marcello Morellim, który zastąpił na ostatnią chwilę Oleksieja Polishchuka (za duża waga). Pojedynek był wyrównany w początkowych rundach, gdzie Morelli potrafił utrafić rywala. Przybysz z minuty na minutę jednak coraz wyraźniej dominował. W trzeciej rundzie trafił rywala lewym sierpem, sprowadził do parteru i skutecznie zapiął duszenie zza pleców, zmuszając Morellego do odklepania. Tym samym zawodnik z gdańskiego Wrzeszcza ponownie obronił pas i udowodnił, że w tej kategorii wagowej wciąż należy do absolutnej czołówki.

W pojedynku wieczoru, o pas wagi ciężkiej Arkadiusz Wrzosek zmierzył się z dominującym mistrzem Philem De Friesem. Wrzosek, wychowanek kickboxingu, wszedł do klatki przy niesamowitym dopingu. Kilka tysięcy fanów Legii Warszawa przyjechało specjalnie na Ergo Arenę, by wesprzeć swojego człowieka, który nie ukrywa swojego przywiązania do warszawskiego klubu. Doping był tak głośny, że trudno było nie poczuć ciarek na skórze. Walka trwała jednak krótko – De Fries szybko sprowadził starcie do parteru i poddał Wrzoska po niecałych 2 minutach 1 rundy i pozostając niekwestionowanym czempionem „królewskiej” kategorii. Chcecie poczuć atmosferę KSW na własnej skórze? Obejrzcie materiały naszego korespondenta, naprawdę warto!
Trudne zadanie wykonane w pełni. Żużlowcy Wybrzeża Gdańsk rozpoczęli rundę rewanżową Krajowej Ligi Żużlowej od cennego wyjazdowego zwycięstwa, w meczu z Lokomotivem Daugavpils wygrali 50:40, zgarniając pełną pulę punktów.
Choć spotkania na Łotwie zawsze należą do wymagających, gdańszczanie pokazali dojrzałość i świetne przygotowanie. Niels Kristian Iversen, Tim Sorensen oraz Benjamin Basso ponownie byli filarami zespołu – zdobywając ważne punkty w kluczowych biegach. Ich doświadczenie i chłodna głowa miały ogromne znaczenie na trudnym torze w Daugavpils, szczególnie biorąc pod uwagę upadki Sorensena i Basso kilka dni temu w Danii.
Na szczególne wyróżnienie zasługuje jednak Miłosz Wysocki. Młody junior gdańszczan pojechał kapitalne zawody, zdobywając ważne punkty, które w końcowym rozrachunku mogły zdecydować o zwycięstwie. To był zdecydowanie jego najlepszy występ w sezonie. Dzięki temu triumfowi Wybrzeże wzmacnia swoją pozycję lidera w tabeli i z optymizmem może patrzeć na dalszą część rozgrywek. Przed drużyną teraz trzy tygodnie przerwy od ligowych startów. Czas na regenerację, analizę i przygotowania do kluczowych spotkań, które zdecydują o układzie tabeli przed fazą play-off
Fot. mat. prasowe KSW/Krzysztof Polaczyk/Jacek Stańczak