
default
To koniec pewnej epoki – choć niechlubnej. Po ośmiu latach milczącej obecności w gdyńskim porcie, rosyjski statek Khatanga został wreszcie odholowany. Cel? Stocznia złomowa w Danii. Symbol administracyjnej niemocy znika z polskiego horyzontu, zostawiając po sobie więcej pytań niż odpowiedzi.
— „Usuwamy rosyjski złom z Polski. Tak jak zapowiadaliśmy, Khatanga jest odholowywana z Portu Gdynia na złomowanie” — ogłosił z wiceminister infrastruktury Arkadiusz Marchewka. I dodał: — „Dla nas bezpieczeństwo żeglugi, a tym samym tak strategicznej infrastruktury jak porty, jest priorytetem.”
Kiedy Khatanga pojawiła się w Gdyni w październiku 2017 roku, miała zostać naprawiona w stoczni remontowej NAUTA SA. Zamiast tego – ugrzęzła. Remont został przerwany, armator zbankrutował, a statek osiadł w administracyjnym niebycie – bez właściciela, bez opieki, bez przyszłości. I bez dochodów dla portu, blokując miejsce innym jednostkom.
Osiem lat dryfu… na cumie
Od decyzji Urzędu Morskiego o zatrzymaniu jednostki minęły lata. Lata, w których port żył z widmem zagrożenia – zarówno dla żeglugi, jak i dla środowiska. W końcu, jak przyznał minister infrastruktury Dariusz Klimczak:
— „Wyprowadzenie Khatangi z Portu Gdynia to dowód, że państwo działa skutecznie tam, gdzie przez lata brakowało decyzji. (…) To było zadanie nie tylko skomplikowane technicznie, ale również prawnie i organizacyjnie.”
Tajemniczy status prawny jednostki, brak jednoznacznie wskazanego właściciela, upadłość armatora — wszystko to czyniło z Khatangi nie tyle wrak, co administracyjny koszmar. Dopiero w grudniu 2024 roku Urząd Morski w Gdyni formalnie uznał statek za odpad zagrażający środowisku i nakazał jego usunięcie.
Europejska układanka
Transport jednostki do Danii nie był jednak zwykłym holowaniem. Procedura musiała spełnić rygory prawa Unii Europejskiej dotyczące transgranicznego przemieszczania odpadów. Potrzebna była zgoda Głównego Inspektora Ochrony Środowiska oraz jego duńskiego odpowiednika. Postępowanie – jak wszystko w tej sprawie – trwało długo, a Duńczycy przeprowadzili własne, drobiazgowe śledztwo dotyczące bezpieczeństwa utylizacji.
Dopiero wtedy operacja mogła ruszyć. I ruszyła. Cicho, skutecznie, z kilkoma jednostkami holowniczymi i nerwową precyzją. Po ośmiu latach Khatanga w końcu zniknęła z gdyńskiego krajobrazu.
Khatanga – więcej niż statek
W tej historii chodziło o coś więcej niż tylko skorodowany kadłub. Khatanga stała się symbolem paraliżu. Dziś jest też symbolem – choćby częściowego – zwycięstwa nad impasem. Dzięki determinacji urzędników i presji społecznej, coś się wreszcie ruszyło. I choć statek odpływa na złom, echo tej historii zostanie z nami na długo.
Grażyna Bojarska-Dreher, źródło:gov.pl