
Sprawa, która mogła skończyć się jako zwykły spór z kierowcą taksówki, przerodziła się w polityczny skandal ogólnopolski. Gdańska radna Sylwia Cisoń z Koalicji Obywatelskiej sama zapaliła lonty pod swoją karierą, publikując oskarżenia, które szybko zostały zdementowane przez nagranie z całego zajścia.
Jak zaczęło się zamieszanie?
Wszystko rozpoczęło się od posta na Instagramie, w którym polityk opisywała dramatyczne zdarzenie z udziałem kierowcy aplikacji. Według jej wersji, taksówkarz nie władał językiem polskim, pomylił trasę, a następnie bez powodu zaatakował ją gazem pieprzowym. Historia brzmiała na tyle emocjonująco, że szybko zyskała rozgłos w mediach społecznościowych.
Problem w tym, że kierowca całą sytuację dokumentował kamerą. I to właśnie ten materiał obala większość twierdzeń radnej.
Co pokazuje nagranie?
Film ujawnił zupełnie inną stronę konfliktu. Po pierwsze, kierowca doskonale mówił po polsku – jego znajomość języka była wręcz biegła. Po drugie, wskazywał on na błąd w oznaczeniu lokalizacji przez pasażerkę, a różnica w odległości była naprawdę minimalna – mieszkańcy Gdańska wyliczyli, że chodziło o dosłownie minutę dodatkowego marszu.
Najgorsze jednak było to, co usłyszano z ust radnej. Na nagraniu wyraźnie słychać, jak kieruje pod adresem mężczyzny wulgarne inwektywy i ksenofobiczne komentarze. „Jak się nie orientujemy, to trzeba k*a wracać do swojego kraju”** – to tylko fragment tego, co mówiła w obecności własnych dzieci.
Eskalacja konfliktu
Według relacji kierowcy, po wymianie „grzeczności” słownych, pasażerka miała go uderzyć w plecy i opluć. Gdy mężczyzna odpowiedział tym samym, kobieta ruszyła w stronę jego pojazdu – wtedy użył on gazu obronnego.
Radna kategorycznie zaprzecza, by dotknęła kierowcę, ale nagranie nie obejmuje tej części zdarzenia.
Polityczne konsekwencje
Reakcja na ujawnione nagranie była błyskawiczna. Cezary Śpiewak-Dowbór, szef klubu radnych KO w Gdańsku, ogłosił w niedzielę zawieszenie Sylwii Cisoń. Klub domaga się pełnego wyjaśnienia sprawy przez odpowiednie organy.
Początkowo radną wspierała prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz, ale po ujawnieniu nagrania szybko zmieniła front. W drugim oświadczeniu podkreśliła, że Gdańsk to miasto otwarte dla wszystkich, niezależnie od pochodzenia.
Nieprzekonujące przeprosiny
Sama zainteresowana usunęła kompromitujący post z Instagrama i opublikowała oświadczenie. Wprawdzie przeprosiła za wulgaryzmy, ale jednocześnie próbowała usprawiedliwiać swoje zachowanie, twierdząc, że nagranie nie pokazuje pełnego obrazu sytuacji.
„Bardzo przepraszam za wulgaryzmy oraz zbyt mocne słowa” – pisała.
Ostre komentarze polityków
Sprawę skomentował Robert Maślak z Nowej Lewicy, nie przebierając w słowach: „Przykład nieprawdopodobnego poziomu szowinistycznego chamstwa”. Polityk zwrócił uwagę na szczególnie bulwersujący fakt, że cała awantura rozgrywała się w obecności dzieci radnej.
Maślak skrytykował też logikę działań Cisoń – po rzekomym ataku gazem pojechała ona najpierw na mecz, a dopiero potem udała się do szpitala.
Również Rafał Buca z Młodzieży Wszechpolskiej, który początkowo nagłaśniał sprawę jako atak na polityków, po ujawnieniu nagrania zwrócił uwagę na hipokryzję radnej. Przypomniał, że ta sama osoba krytykowała wcześniej „język nienawiści” na protestach antyimigracyjnych.
Konkluzja
Ta historia pokazuje, jak łatwo można zniszczyć swoją reputację w dobie wszechobecnych kamer i mediów społecznościowych. Radna Sylwia Cisoń próbowała wykorzystać incydent do budowania wizerunku jako ofiary, ale prawda szybko wyszła na jaw.
Sprawa będzie miała prawdopodobnie dalszy ciąg w postępowaniu służb, a polityczna kariera gdańskiej radnej stanęła pod wielkim znakiem zapytania.
#SylwiaCisoń #KoalicjaObywatelska #Gdańsk #skandalpolityczny #ksenofobia #radna #nagranie #taksówka #AleksandraDulkiewicz #polityka #awantura
zdjęcie: FB S. Cisoń