
Od dzisiaj codziennie odliczamy do piłkarskich derbów trójmiasta. Dziś odcinek pierwszy i wspomnienie ostatniego meczu derbowego w PKO BP Ekstraklasie.
Sezon 2019/20 był niezwykły i na długo pozostanie w pamięci kibiców. Rozgrywki zostały przerwane w marcu przez pandemię koronawirusa, a piłkarze do gry wrócili dopiero pod koniec maja, bez udziału publiczności. Puste trybuny były czymś surrealistycznym, szczególnie w meczach takich jak derby Trójmiasta, gdzie rola kibiców jest niezwykle istotna.
Lechia wchodziła w ten okres na siódmym miejscu w tabeli, walcząc o miejsce w górnej ósemce i marzenia o europejskich pucharach. Arka była w znacznie trudniejszej sytuacji – tkwiła w strefie spadkowej, a każde spotkanie miało dla niej wagę meczu o życie. Derby na stadionie w Gdańsku miały więc niezwykły ciężar.
Pierwsze 45 minut nie przyniosło bramek – trochę prób z obu stron, ale bez większej historii. To była tylko cisza przed burzą, jaka miała nadejść po przerwie. Po niej spotkanie diametralnie zmieniło swoje oblicze. To, co w pierwszej części wyglądało jak partia szachów, nagle eksplodowało. W ciągu czterdziestu minut kibice przed telewizorami zobaczyli prawdziwy rollercoaster emocji.
Wszystko zaczęło się od Flávio Paixão, który pewnym strzałem z rzutu karnego otworzył wynik w 50 minucie. Lechia mogła złapać oddech, ale Arka szybko odpowiedziała. Marko Vejinović, lider żółto-niebieskich, wykorzystał rzut karny, który wywalczył Mateusz Młyński i było już 1:1. Kiedy wydawało się, że mecz zaczyna się od nowa, goście niespodziewanie wyszli na prowadzenie. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłka odbiła się od Rafała Pietrzaka i wpadła do bramki Dusana Kuciaka. Arka prowadziła w Gdańsku, a nadzieje na przełamanie „derbowej klątwy” wróciły. Radość trwała jednak krótko, bo Paixão przy podbramkowym zamieszaniu ponownie trafił dla Lechii. Chwilę później Vejinović jeszcze raz pokazał zimną krew, wykorzystując trzecią tego dnia jedenastkę po zagraniu ręką Łukasza Zwolińskiego i Arka ponownie była na prowadzeniu.
To był jednak dopiero przedsmak finału. Lechia rzuciła się do ataku, a kilka minut przed końcem wyrównał Łukasz Zwoliński, dając gdańszczanom remis 3:3 na kilka minut przed końcem. Wszyscy spodziewali się, że tak zakończy się ten szalony mecz, ale biało-zieloni grali do ostatniego gwizdka. W szóstej minucie doliczonego czasu gry podcięty w polu karnym rywali został Michał Nalepa, a Flávio Paixão nie zawiódł i po raz trzeci tego dnia wpisał się na listę strzelców. Hat-trick kapitana i zwycięstwo Lechii 4:3 przypieczętowały derbowe zwycięstwo gospodarzy.
To spotkanie było prawdziwą wizytówką Ekstraklasy – siedem goli w czterdzieści minut, cztery rzuty karne, dramatyczne zwroty akcji i bohater w osobie Flávio Paixão, który tamtego dnia został niekwestionowanym królem derbów. Lechia zwyciężyła w meczu, który w historii pozostanie synonimem emocji i dramaturgii. Arka, choć dwukrotnie wychodziła na prowadzenie, ponownie nie potrafiła przełamać klątwy derbów w najwyższej klasie rozgrywkowej. Co gorsza, był to zwiastun smutnego końca sezonu – gdynianie nie zdołali się uratować i po spadli z Ekstraklasy.
Na następne derbowe wspomnienie zapraszamy już jutro o godzinie 10:00 !!!