
Na otwarcie festiwalu, jak przystało na miasto morza i melancholii, publiczność została porwana w podróż przez życie i sztukę Krystyny Łubieńskiej – aktorki, której charyzma mogłaby zasilić pół sieci energetycznej Trójmiasta. Dokument „Krystyna Łubieńska. Wspomnienie” nie był tylko filmem – to była kulturalna ceremonia, wzruszająca do szpiku kości, przypominająca, że teatr, kino i człowieczeństwo mogą iść w parze.
Łubieńska. Krystyna Łubieńska.
Zadebiutowała u boku samego Adolfa Dymszy w „Mój stary”. A potem? Wystąpiła w ponad dwustu rolach, tworząc paletę emocji, która sprawiłaby, że nawet Hamlet uroniłby łzę. Jej Ofelia – przygotowana pod okiem Andrzeja Wajdy – była nie tylko rolą życia. Była deklaracją artystycznej niezależności.
Choć urodziła się w Warszawie, serce ciągnęło ją do Sopotu. I tam została. Do końca. Była córką oficera zamordowanego w Katyniu, kobietą z klasą, głosem, który wzruszał i spojrzeniem, które rozbrajało. Zawsze obecna, nie tylko na scenie – także na biegówkach w lesie, w rozmowach z sąsiadami, na lokalnych wydarzeniach, w których brała udział nie z obowiązku, ale z przekonania.
Film powstawał latami. Dosłownie.
– Chcieliśmy więcej, ale fundusze… no cóż, klasyka gatunku – przyznał scenarzysta i jeden z reżyserów, Adam Rompczyk.
Może właśnie przez ten niedosyt film zyskał siłę. Nie był produktem. Był hołdem.
Po seansie sala Teatru BOTO zamieniła się w żywą księgę wspomnień. Jedna z kobiet poprosiła, by uzupełnić dokument o „zwykłą Krystynę”. Bo za ikoną sceny stała też sąsiadka z uśmiechem. Producenci obiecali: „Mamy dużo materiału. Pomyślimy o tym.”


Najlepsze cytaty wieczoru?
„Spotykałem panią Krystynę w lesie na biegówkach. Zatrzymała się, porozmawiała o tym, jaki śnieg dziś dobry do biegania. Miała czas dla wszystkich.”
„Krysia złapała się za brzuch, a w zasadzie próbowała, bo fałdka była malutka i mówi: ‘Widzisz to? Tego powinno nie być!’ Wyglądała świetnie – jak zawsze, choć była grubo po osiemdziesiątce”.
„Krystyna dostała wezwanie na policję, bo rzekomo zarysowała komuś auto. Policjant poprosił ją o dowód osobisty, na co odpowiedziała, że nie wzięła dokumentu, ale przecież wszyscy ją tu znają. Stanowczo odmówiła podania wieku policjantowi”.
To był wieczór, w którym sztuka i życie zlały się w jedno. Publiczność wyszła z sali bardziej świadoma, że aktorstwo to nie zawód. To misja. Łubieńska grała do końca. Potrójnie. Trzy role naraz, aż po ostatni dzień.
„Krystyna Łubieńska. Wspomnienie”: scenariusz: Adam Rompczyk, reżyseria: Piotr Bieliński, Piotr Czarnecki, Jan Orszulak, Adam Rompczyk, zdjęcia: Piotr Czarnecki, Krzysztof Iglikowski, montaż: Jan Orszulak.

A to dopiero początek festiwalu!
Do 8 lipca Sopot stanie się mekką dla fanów kina artystycznego. Dziesiątki premier z całego świata – od krótkometrażówek, przez dokumenty, aż po pełnometrażowe fabuły i konkurs kina nordyckiego. W programie: tytuły z Cannes, Berlinale, Sundance i Toronto, które być może zostały przegapione w kinach… albo nigdy ich tam nie było.
Kino na plaży? Proszę bardzo
Wydarzenia odbywają się w Multikinie, Teatrze Boto, Teatrze Wybrzeże, Goyki 3 Art Inkubatorze i oczywiście – pod gołym niebem, na sopockiej plaży przy Mamuszki 14.
Bonusy?
Spacery po planach filmowych, koncerty muzyki filmowej i warsztaty dla młodzieży. Bo Sopot Film Festival to nie tylko kino. To festiwal emocji. Festiwal wspomnień. I – dzięki Krystynie – festiwal duszy.
Grażyna Bojarska-Dreher
Fot. Iga Wasilewska/GBD